Win-win, czyli pracownik zdalny nie taki straszny #subiektywnie

Win-win, czyli pracownik zdalny nie taki straszny #subiektywnie

Nie ma nic bardziej przerażającego, niż praca zdalna. Pracownik zdalny na pewno się obija, parzy kawę co pół godziny, co 10 minut wychodzi na balkon zapalić papierosa, a co 5 minut musi zająć się kotem, który pilnie wymaga uwagi. Nie da się, po prostu się nie da takiemu człowiekowi zaufać, a ta cała kwarantanna to jakiś koszmar. Nie może być przecież tak, że pracownik siedzi wygodnie w domu, zamiast krzywić kręgosłup na niewygodnym biurowym krześle. Nie może być tak, że pracuje w komfortowym środowisku, zamiast próbować usłyszeć własne myśli w rozhukanym open space. I nie może być tak, że nie jest na każde zawołanie i odpowiada na każde pytanie, na które odpowiadał już dziesiątki razy. Tak być nie może.

Epidemia koronawirusa to dla wielu pracodawców trudny przymus zaufania swoim pracownikom. Inaczej się nie dało. Przecież zaufać pracownikowi to tak, jakby powiedzieć: rób, co chcesz! I znowu – tak być nie może.

Dla pracownika, który został „zmuszony” do pracy zdalnej, sytuacja wygląda inaczej. Wreszcie ma wygodne miejsce do pracy. Wreszcie nie musi słuchać współpracowników, których choć lubi, czasem ma ich po prostu dość. Wreszcie w swoim kącie nie czuje się napiętnowany za każdą sekundę utraconej na pracy koncentracji. Co robi przymusowy pracownik zdalny? Zgadza się, pracuje dobrze.

Tajemnica tkwi w jednym: w pracowniku. Sumienny pracownik, który każdego dnia w biurze sprawdza się dobrze, tak samo będzie się sprawdzał, pracując z domu. Dlatego, kiedy to wszystko się już skończy, warto przedłużyć mu ten kredyt zaufania. A może okaże się, że właśnie z domu pracuje wydajniej?

Win-win.