Analiza konkurencji – coś zrobili dobrze, zrób to lepiej

Analiza konkurencji – coś zrobili dobrze, zrób to lepiej

Ach ta konkurencja. Prowadzisz firmę, codziennie dzielnie walczysz o wysoką pozycję zarówno na rynku, jak i w wyszukiwarce Google (która nie ułatwia zadania, stosując nikomu nieznane, skomplikowane, magiczne algorytmy), a tu bach: z pierwszej pozycji spadasz na drugą, trzecią, czwartą i znikasz gdzieś na kolejnych podstronach. Możesz się poddać lub zweryfikować swoje działania, co bywa bolesne. I tu z pomocą przychodzi… analiza konkurencji. Tak, tej, która zepchnęła Cię na dalsze pozycje w wynikach wyszukiwania. Nie podam Ci magicznego przepisu jak dokładnie ją przeprowadzić, postaram się tylko zwrócić Twoją uwagę na rzeczy, które czasem umykają. Dlatego już teraz przejdźmy do rzeczy.

Krok pierwszy: prawidłowo określ kto jest Twoją konkurencją

Niby jasne, ale jednak. Weźmy pierwszy lepszy przykład: spotkałam się z sytuacją, gdy firma obuwnicza jako swoją konkurencję określiła inną firmę obuwniczą. Na pierwszy rzut oka wszystko ok, ale… pierwsza zajmowała się obuwiem damskim, druga męskim. Te dwie grupy klientów nie są ze sobą tożsame, dlatego nie możesz traktować ich jako równoważne. Podobnie rzecz ma się z przeznaczeniem produktów. To, że ktoś prowadzi świetny sklep w górach z obuwiem do spacerów na wysokości, nie oznacza, że jak postawisz obok budkę oferującą szpilki, to sukces gwarantowany. No nie, to tak nie działa. Pamiętaj, że interesują Cię topy z wyszukiwarki Google.

Sprawa wygląda inaczej, gdy Twój sklep to tysiące produktów z różnych kategorii. Wtedy to jest super („haj lajf piekła nie ma”) lub masz przechlapane, ale to inna historia 😉

Krok drugi: wnioski ogólne

Wchodzisz na stronę konkurencji i co? Na pierwszy rzut oka strona prezentuje się estetycznie, kategorie są widoczne w głównym menu, co jakiś czas zmieniają się banery ze zdjęciami, tu tyka zegar z promocją, tam dalej zakładki: blog, kontakt, o nas i inne. Jest ładnie, schludnie. Już wiesz, dlaczego klienci lubią tę stronę.

Po wejściu w pierwszą lepszą kategorię widzisz sensownie poukładane kafelki z produktami. Na górze strony dyskretnie wita Cię kilka zdań informujących o zawartości kategorii, a gdy chcesz poczytać więcej, klikasz „Rozwiń” i Twoim oczom ukazuje się długi opis, którego zazwyczaj nikt nie czyta. Ty jesteś tu służbowo, pamiętasz? To analiza konkurencji, dlatego te opisy będziesz musiał przeczytać.

Wróćmy do wniosków ogólnych: estetyczna strona, czytelne menu, opisy każdej kategorii, dobrej jakości zdjęcia produktów, karty produktów opisane od A do Z. Masz podstawę do działania, widzisz, jak to wygląda u konkurencyjnego sklepu A, sprawdź też B, C i D. Zrób listę tego, co Ci się podoba, a co wymagałoby zmiany. Na tej podstawie zbuduj lub przemodeluj swój sklep, na razie na kartce. To taka luźna mapa myśli.


Nie wiesz, jak to działa? Sprawdź: Mapa myśli i jej alternatywy.


Krok trzeci: wnioski precyzyjne

Tu musisz się nieco bardziej skoncentrować. Koniec miłego oglądania, czas na konkrety. Przejrzyj wszystko jeszcze raz, tym razem jako specjalista, w którego musisz się wcielić. Sprawdź:

  • strona główna: rozkład treści (dużo tekstu, grafik, filmów czy innych mediów), główne menu (rozwijane po kliknięciu czy najechaniu kursorem, słowa kluczowe w menu), stopka (jakie informacje się w niej znajdują, czy poza standardowym O nas, Polityka prywatności itp. jest tam coś jeszcze?),
  • strona kategorii: wytypuj kilka lub kilkanaście (jak długie są opisy kategorii i gdzie się znajdują, jakie jest zagęszczenie słów kluczowych, czy są wytłuszczenia, podkreślenia, kursywy), jak wygląda budowa menu (czy poza belką górną menu znajduje się także po lewej lub prawej stronie, czy kategorii w takim menu jest więcej, niż w górnej belce), jak rozmieszczone są kafelki z produktami (jakie informacje widzisz z poziomu strony kategorii: zdjęcie, nazwę, cenę, kod, promocję, czy coś jeszcze), czy na ostatnich podstronach widoczne są produkty niedostępne (wyszarzane z informacją o braku na stanie, czy sklep takich produktów nie pokazuje),
  • strony informacyjne, Polityka prywatności, O nas itp. (czy poza standardową treścią znajduje się na nich coś jeszcze, np. grafiki, video, odnośniki),
  • blog: o tym osobno za chwilę.

Krok czwarty: szkic zmian

Szkic możesz narysować ręcznie, jednak polecam korzystanie z dokumentów Google (arkusz kalkulacyjny sprawdzi się do tego najlepiej). Nie tylko masz dostęp do dokumentu w każdej chwili, lecz również na bieżąco widzisz komentarze wprowadzane przez współpracowników.


Kod. Sprawdzaj kod źródłowy i badaj stronę. Czasem kryją się tam ciekawe rozwiązania.


Analiza bloga konkurencji

Dlaczego blog potraktowałam tutaj nieco jak osobny byt? Ponieważ rządzi się nieco innymi prawami, niż sklep internetowy. Stawia bardziej na treść, rozwiązywanie problemów i dopiero po drodze jest sprzedaż. Chyba że blog jest tylko nachalną promocją produktów, wtedy nie warto zawracać sobie nim głowy.

Elementy, które musisz wziąć pod uwagę przy analizie bloga konkurencji:

  • znajduje się w domenie czy subdomenie,
  • ilość wpisów,
  • średnia ilość wpisów na tydzień,
  • charakter bloga (dominuje tekst, grafika, video?),
  • na czym się skupia (recenzje produktów, nowinki z branży, nowości na rynku, poradniki),
  • jak wygląda drzewo kategorii.
Prosta analiza bloga konkurencji
Twój blog skupia się jedynie na nowościach na rynku i informacjach z branży? Cóż, może tu tkwi problem. Patrząc na to, o czym pisze konkurencja, widzisz potencjalne pole do zagospodarowania. Nie zawracaj sobie głowy pisaniem artykułów, które nikogo nie obchodzą.

Prawdziwą magię danej strony i jej wysokich pozycji możesz osiągnąć poprzez… przyjrzenie się jej pracownikom. UX designer, specjalista SEO i inne stanowiska to znak, że firma nie stawia na działania typu „chybił trafił”.


Analiza konkurencji to prosty krok do poprawy tego, co na Twojej stronie działa źle lub nie działa wcale. Nie kopiuj dokładnie rozwiązań, które zastosowała konkurencja, ale mądrze się nimi inspiruj. To tylko wierzchołek góry lodowej informacji, które powinieneś wyciągnąć, ale jak na jeden artykuł wystarczy 🙂